Reżyseria: Joel Schumacher
Scenariusz: Akiva Goldsman
Zdjęcia: Stephen Goldblatt
Muzyka: Billy Corgan, Dorree Cooper, Geoff Hubbard
Gatunek: SF, Przygoda (?????????????????)
Data premiery: 12.06.1997
Obsada: George Clooney...Bruce Wayne/Batman
Arnold Scarzenegger... dr Victor Friese/Mr Freeze
Chris O'Donnell... Dick Grayson... Robin
Uma Thurman... dr Pamela Isley/Trujący Bluszcz
Alicia Silverstone... Barbara/Batgirl
Michael Gough... Alfred Pennyworth
Pat Hingle... komisarz Gordon
i inni
W Gotham City pojawiają się dwa nowe łotry. Pierwszym jest naukowiec, zakuty w lodowy pancerz Mr Freeze, który kradnie brylanty, celem stworzenia potężnej broni. Chce nią szantażować miasto, by dano mu fundusze na ukończenie badań nad lekiem dla śmiertelnie chorej żony. Drugi czarny charakter to zabijająca pocałunkami Trujący Bluszcz, która marzy, by świat został podbity przez rośliny. Wspiera ją posiadający nadludzką moc Bane. Batman i Robin będą walczyć nie tylko z nimi, lecz z brakiem wzjemnego zaufania i cięzką chorobą służacego Wayne'a, Alfreda...
Nie przypadkiem umieszczam tą recenzję w dziale "Komedie". To co oglądamy na ekranie trudno podczepić nawet pod SF. "BiR" został kompletnie wyprany przez pana Schumachera (jak on mógł zrobić genialny "Telefon"?) z klimatu filmów Burtona, Gotham to jeden wielki cyrk (skojarzenia budzą się zwłaszcza podczas licytacji brylantów), sami bohaterowie przypominają klaunów. Scenarzyści nic sobie nie robią z komiksowego oryginału: Barbara to nie córka komisarza Gordona, ale krewna Alfreda, Bane jest sprowadzony do roliu bezmózgiego mięśniaka, mimo, że w albumach był nader inteligentnym złoczyńcą. Scharzenegger gra jedną ze słabszych ról w karierze, Uma Thurman stara się jak może, ale wypada zwyczajnie przeciętnie (o tragicznej roli Johna Glovera-nie mylić z tym z Bonda i Indiany Jonesa-w roli jej kopniętego przełozonego nie wspomnę). Dźwięki jak z podrrędnego show dla zażerjących się czipsami przedszkolaków, napuszone dialogi, fabuła "mientka", a na finał nieprzerwany ciąg"bum-bum-pif-paf-zabiłem cię-ja ciebie też-a ja was nie". Dla fanów George'a, Arniego i UMy-ale raczej z obowiązku. Przyjemność leży po niczyjej stronie-chyba tylko tych co wzięli kasę za ten film.