
Kolejny rozdział w naszym życiu... zaczyna się od niezwykle napiętej akcji i tak samo kończy. Mówiono mi, że liceum to najprzyjemniejszy okres życia i jestem w stanie w to uwierzyć. W szkole, w której się uczę, czuję się bardzo dobrze, panuje w niej bardzo miła atmosfera (czasem zakłócana przez pewien obiekt kosmicznego pochodzenia, który mnie uczy). Ale... teraz jest już pięknie i słodko... ale początek był najprawdziwszym dramatem... A dzieje się tak, gdy z gimnazjum, w którym miałeś luz, przechodzisz do "elitarnego" liceum. Tak też było w moim przypadku. Pierwszy tydzień był potwornym koszmarem. Trafiłem (tak jak zamierzałem) do klasy mat-fiz. i przez ten pierwszy tydzień zastanawiałem się, skąd mi przyszedł do głowy ten chory pomysł... Pierwsze dni to był szok - okazuje się że jesteś niczym, nic nie umiesz, wymagają wszystkiego co było w gimnazjum itd. a ja biedny, po fatalnym gimnazjum, nie przyzwyczajony do ciężkiej pracy... wiadomo. Pierwsze dni = ogromny stres. Ale po upływie tygodnia przyzwyczaja się do nowych warunków i jakoś się leci... Semestr pierwszy dobiegł końca... i był on dla mnie udany. Uzyskałem średnią 4,5 podczas gdy średnia mojej klasy wynosiła 4,3 - najwyższa w całej szkole^^
W tą sobotę w mojej szkole odbyła się studniówka... z tego co słyszałem to warto na nią czekać

