Info o filmie:![]()
reżyseria: Steven Spielberg
scenariusz: Jeff Nathanson, Sacha Gervasi
zdjęcia: Janusz Kamiński
muzyka: John Williams
gatunek: komedia/dramat
produkcja: USA
data premiery: 2004-09-10 (Polska) , 2004-06-09 (Świat)
obsada: Tom Hanks, Catherine Zeta-Jones, Stanley Tucci
Fabuła:
Viktor Navorski, pochodzącego z Europy Wschodniej turysta chce odwiedzić Nowy Jork. W czasie, gdy Navorski leci do Ameryki, w jego ojczyźnie dochodzi do zamachu stanu. Uwięziony na lotnisku Kennedy’ego, z paszportem znikąd, Viktor nie może legalnie przedostać się na teren Stanów Zjednoczonych i zmuszony jest dniami i nocami koczować w hali tranzytowej terminalu, aż do zakończenia wojny w jego ojczyźnie. Z upływem tygodni i miesięcy Viktor odkrywa, że miniaturowy wszechświat terminalu jest skomplikowanym światem, gdzie spotkać można absurd, hojność, ambicję, rozrywkę, szczęśliwy traf, a nawet przeżyć romans z piękną stewardesą o imieniu Amelia. (żródło: stopklatka.pl)
Powiem tak - jeden z najsłabszych tworów Spielberga. Zapowiadało się całkiem nieźle. Wszystkie wiadomości i zwiastun utwierdziły mnie w przekonaniu, że szykuje się całkiem niezły film. Fakt, całkiem niezły - nic ponad to.
Scenariusz nie jest zły, a powstał w oparciu o podobną sytuację, tyle, że ofiara luk w prawie stacjonowała w Paryżu. W filmie Wiktor Naworski, mieszkaniec fikcyjnej Krakozji po przybyciu do USA dowiaduje się, że jego kraj na skutek zawirowań politycznych nie jest uznawany przez światowe mocarstwa. Od teraz będzie czekał, bo życie jest czekaniem...
To co mnie szalenie razi to fakt, że Spielberg popełnił poważny błąd. Ano nie zdecydował się na to, jaki film będzie tworzył. W efekcie powstało coś między komedią, a dramatem, coś co jednocześnie nie posiada najważniejszych cech tych gatunków. Poza tym sam pomysł dawał możliwość na stworzenie, chociażby skąpej satyry na pedantyczne podejście do prawa i tematy pokrewne. Tu jednak powstała typowa bajka w całej rozciągłości. Począwszy od samego bohatera, kończąc na otaczającym go świecie. Lekkie, przyjemne, ale to za mało jak na pana SS.
Aktorsko też film nie jest kto wie jak mocny. Obsada zagrała dobrze, nic poza tym. Sam Hanks zaserwował nam typową powtórkę ze swoich wcześniejszych ról i ma się wrażenie, że to już się gdzieś widziało.
Tak swoją drogą "Terminal" można porównać do "Cast Away". Bądź, co bądź Nawarski na lotnisku (szczególnie na początku) do bólu przypomina mi kogoś zagubionego na bezludnej wyspie. A co Wy sądzicie na temat tego wątpliwego "dzieła"?