Post
autor: Dusqmad » 2006-12-28, 18:58
W tym wątku możecie wypowiadać się na teologiczne tematy.
Czy wierzycie w Boga? Czy ktoś trzyma pieczę nad tym światem, czy też całe jego istnienie należy tłumaczyć naukowo?
Jaki jest wasz stosunek do kościoła i nauk, które głosi?
Jakie wątpliwości związane z wiarą wami targają?
Jeszcze jakiś czas temu byłem przekonany, że nie ma Boga, że wszelakie religie powstały dla niższych klas społecznych (choć nie tylko), by łatwiej było nimi manipulować i zmniejszyć zagrożenia jakie niosą, że Boga stworzyli ludzie, by był on częścią ich nadziei, by jego wolą mogli tłumaczyć różne koleje swego losu. Dlaczego użyłem zwrotu 'jeszcze kiedyś'. Czyżbym się nawrócił? Nie, teraz po prostu nie mam sprecyzowanych przemyśleń na ten temat. Nie mogę jak mężczyzna odpowiedzieć na pytanie o istnienie Boga, stwierdzić tak lub nie odpowiadając za siebie. Zacząłem dopuszczać taką możliwość, niemniej jest mi równie trudno uwierzyć w jego istnienie, jak uznać za bezsprzecznie prawdopodobne moje własne teorie na ten temat. Po prostu spojrzałem na świat, na wnętrze człowieka i doszedłemn do wniosku, że wszystko to jest zbyt skomplikowane by mieć jakikolwiek naukowy początek.
Jak więc spoglądam na chrześcijaństwo, na ludzi wierzących? Przede wszystkim czuję głęboką repulsję do 'religilnych robotów' - ludzi, którzy wiarę dziedziczą z pokolenia na pokolenie, w ogóle nie poddając jej w wątpliwość i przyjmujących nawet najbardziej sprzeczne fakty. Wobec całej religii nie pałam awersją - jak większość wyznaje słuszne wartości i nie ma zazwyczaj negatywnego wpływu na wyznawców. Jest jednak jedna rzecz, która mi sie w tym wszystkim nie podoba. Rzecz, która wiele slabych owieczek prowadzi do fanatyzmu. Dlaczego musimy Boga wielbić, wznosić w jego stronę pieśni chwalebne, co niedzielę wyruszać na nabożeństwa, czy też skrupulatnie obracać paciorkami różańca? Bóg jest istotą idealną łączącą w sobie wszystkie pozytywne cechy? Skoro tak to czemu nie obca jest mu wielka chęć bycia wielbionym przez tłumy, czemu pragnie słuchać wyuczonych na pamięć modłów pochwalnych. Czy nie wystarcza mu to, że uwierzymy w jego istnienie i będziemy się starać pogłębiać swoją wiedzę o nim, jako o ojcu wszystkich ludzi? Co z tym, który sam idzie przez życie wierząc w Boga i będąc dobrym człowiekiem? Albo okrojona wersja wcześniejszego pytania, którą mógłbym skierować do samego stwórcy - co z tym, który jest dobrym człowiekiem, wzorem do naśladowania, ale nie wierzy?
O kościele najlepiej byłoby w ogóle się nie wypowiadać. Popatrzcie na niego dziś, poczytajcie o tym, do czego był zdolny w średniowieczu i zadajcie sobie pytanie, czy nie stanowi on czasem obrazy dla Boga? Jeśli ma go reprezentować banda takich 'materialnych prostytutek' to nic dziwnego, że wiarę traci się szybko. Ja już praktycznie od czwartej klasy podstawówki zacząłem chodzić do spowiedzi raz w roku, a iluzja przemijała. Później pod koniec nauki na tym szczeblu zapytałem ojca z zakonu Franciszkanów o istnienie Boga. Nie mógł powiedzieć nic konkretnego poza pochwaleniem mnie za to, że myślę na ten temat, a nie czytam w podręczniku do religii jak inni. Ogólnie rzecz biorąc zawsze chciałem wierzyć. Chciałbym wierzyć, ale wybrałem nieodpowiednią pigułkę. Pascal mawiał, że warto wierzyć w Boga, bowiem nic się na tym nie straci, a ma się szansę zyskać..
I jeszcze na koniec pytanie do tych, którzy wierzą. Czy Bóg jest tylko obserwatorem (to znaczy patrzy na świat, ale nie bierze się nawet za przesunięcie listka na drugą stronę ulicy), czy też w jakimś stopniu ingeruje w świat i czyny ludzi? Czy Bóg może przykładowo uratować życie jakiegoś człowieka? Wiem, że to głupie pytanie, ale jako człowiek nie poznający Boga nie chcę sam udzielać oczywistej odpowiedzi.
Zapraszam do dyskusji.