Jestem pełna podziwu dla wszystkich, którzy oglądają więcej niż jeden film dziennie

. Toż to trzeba mieć mnóstwo czasu i dyscypliny! Pasja nie wystarczy. Są dni które zwyczajnie w całości spędzam poza domem i wracając wieczorem półprzytomna ze zmęczenia, marzę tylko o wannie ciepłej wody i książce. Są też takie, że nie mam nastroju na kino - i dlatego mówię o dyscyplinie. Bo żeby oglądać w skupieniu i z przyjemnością, trzeba jednak mieć nastrój, warunki, świeży umysł...
Dlatego ja - mimo wielkiej pasji - oglądam średnio 3-4 filmy tygodniowo. Poza wyjątkami oczywiście - jakieś świąteczne maratony, czy te kinowe. Najwięcej czasu przed ekranem z całą pewnością spędziłam na maratonie "Piratów z Karaibów", bo to długie filmy są

. Wszystkie inne maratony, jakie sobie fundowałam, składały się z krótszych filmów i dłuższych przerw. Generalnie jednak nie jestem zwolenniczką maratonów żadnej maści - czy to w kinie czy w domowym zaciszu. Film jest dla mnie jak dobry posiłek. Muszę się podelektować, a nie nażreć, nie wstając godzinami od stołu niczym na rodzinnym przyjęciu

. Poza tym, często zdarza mi się zobaczyć film, po którym wiele dni nie mogę dojść do siebie. "Oglądam" go jeszcze na długo po wyłączeniu odtwarzacza/wyjściu z kina, myślę, czytam, dyskutuję... nie mogłabym w tym czasie skupić się na innym obrazie. Tak, stanowczo stawiam na jakość, a nie na ilość, co jednak nie zmniejsza mego podziwu dla osób, które oglądają więcej niż jeden film dziennie

.
Staram się, niemniej, narzucić sobie trochę owej dyscypliny. W końcu żeby być w czymś dobrym, trzeba praktykować

. I dlatego nie pozwalam sobie na przestoje typu "tydzień bez filmu". Co więcej, nałogowo chodzę do kina i jedyne co mnie (obecnie i oby jak najkrócej) powstrzymuje, to fakt, że mam 100 km do najbliższego

. W przeciwnym razie chodziłabym na wszystkie dobre premiery. A tak to jestem w kinie tylko z 3 razy w miesiącu <chlip>, zwykle od razu na dwóch filmach. Mogłabym pracować w kinie. Sama bliskość tych wszystkich filmów działa na mnie kojąco

. Podobnie jak bliskość własnej filmoteki, w której wciąż mam sporo nie odkrytych lądów

.